Wrócił kościerski Odyseusz
- Aron Formela
- 30 lip 2019
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 23 sie 2019

Moja miesięczna podróż dobiegła końca 2 dni temu, ale dopiero dzisiaj wstawiam post, ze względu na ilość spraw, którą miałem do uporządkowania po przyjeździe. Postanowiłem zatem dzisiaj podsumować całość mojej podróży. Wszyscy się mnie pytają jak było, ale tego się nie da opowiedzieć w kilka minut, a nawet chyba godzin😅 Masa doświadczeń, wniosków, przeżyć, ludzi, miejsc, informacji, a więc potrzeba trochę czasu żeby wydobyć to z głowy i opowiedzieć, a często podyskutować na dany temat. Pierwszy dzień podróży był taki integracyjny można powiedzieć, spędziliśmy jego większość w aucie i zapoznaliśmy się ze spaniem pod namiotem. Natomiast drugi dzień okazał się mocnym butem w pierwszy etap wycieczki. Niesamowity mix emocjonalny i energetyczny. Z rana byliśmy w Auschwitz, który jak możecie się spodziewać i o ile czytaliście mój post, był naprawdę refleksyjny i niskoenergetyczny. Czuć było smutek, żal, wstyd i złość, może dlatego też popołudniowe spotkanie wywołało tak wielkie zaskoczenie w nas. Dosłownie 2 godziny później spotkaliśmy się w biurze Rahima Blaka, który niczym eksplozja wulkanu przykrył nasze wszystkie myśli o Auschwitz. Tak energicznego czlowieka w życiu nie widziałem, zastanawiam się tylko czy taki stan jest osiągalny naturalnie 😋🤣 Rahim dosłownie wejściem smoka wpadł do sali, w której czekaliśmy na niego, kołysząc się zamaszyście niczym prawdziwy ulicznik i krzycząc na całą firmę w celu przywitania nas. Garścią anegdot i paroma sztuczkami w mig zbudował swój autorytet w naszych oczach i luźną atmosferę. Następnie porozmawialiśny trochę o marketingu i po fotce pożegnaliśmy się. Po opuszczeniu budynku, w trójkę zaczęliśmy sobie zadawać pytanie, "co to się przed chwilą stało" 😅😅 Kolejne dni były poswiecone Tatrom, zastanawiam się czy to nie był przypadkiem najlepszy okres. Góry naprawdę mnie urzekły, te widoki, ludzie i czas na spokojną wewnętrzną rozmowę z sobą w trakcie trudów, które pokonywałem, sprawiły że czułem się niesamowicie. Zdobyliśmy Giewont, potem Jagnięci szczyt i po 3 dniach wybraliśmy się do Bratysławy. Stolica Słowacji spełniła moje oczekiwania, najlepszym momentem jej zwiedzania było jednak siedzenie na murku pewnego zamku i ogladanie panoramy miasta przez godzinę, którą wspominam tak beztrosko. Węgry okazały sie niewypałem, niby mieliśmy się wygrzać nad Balatonem, wykąpać, popływać kajakami, ale jakoś ta energia, a przedewszystkim pogoda, która mimo ponad 20 stopni była strasznie pochmurna, sprawiła że następnego dnia już byliśmy w Chorwacji. Ludzie w Węgrzech nie byli przesadnie gościnni, za to Chorwacja przywitała nas chlebem i Rakiją. Trafiliśmy na naprawdę niesamowitą rodzinkę, która nas ugościła, mało tego jeden z nas miał urodziny, podobnie jak syn gospodarza. Zleciała się nagle cała rodzinka i w naprawdę miłej atmosferze spędziliśmy wieczór, a rano wyruszyliśmy z zapasem Rakiji 😅. Gorzej było w nocy, ale tak to jest jak podróżnikowi postawisz szwedzki stół, zje na zapas😅W nocy wymiotowałem, także Zagrzeb mimo że ciekawe miasto, to ze względów zdrowotnych nie zwiedziłem zbyt dokładnie. Jednak i tak okazałem się najmocniejszy bo doznałem oczyszczenia jako ostatni😂 Potem przyszedł dzień, którego nie zapomnę, dzień w którym umarłem. Może nie dosłownie, ale w tamtej chwili mój mózg został oszukany i faktycznie był pewny że umrze😅 Skok na bunjee był strasznie spontaniczny, zaczęło się dosyć normalnie (jak dla nas🤣), obudziliśmy się w aucie i naszym przenośnym łóżkiem pojechaliśmy do Lidla coś zjeść i potem na stację do kibelka, a po drodze zobaczyliśmy tabliczkę bunjee jumping. W mgnieniu oka, się zatrzymaliśmy i zaczęliśmy zbierać odwagę🤔

Na początku żaden z nas jej nie miał, pojechaliśmy więc coś zjeść i wróciliśmy za godzinę tylko żeby tak popatrzeć jak inni skaczą. Nie chciałem skakać, ale kumpel sie odważył, moje wahania skończyły się po zdaniu "co ja będę opowiadał wnukom, że nie skończyłem bo się bałem???" 🤣😁 Po tygodniowym pobycie takim bardzo relaksacyjnym w Chorwacji gdzie poznałem piękno nuddystycznych plaż, wyruszyliśmy do Bośni. Był problem z przejazdem przez granicę, ale ogarneliśmy papiery i ruszyliśmy do Sarajewa. Bośnie wspominam chyba najlepiej ze wszystkich krajów, które zwiedziłem, nie wiem czy to ze względu na niskie ceny, czy zdecydowanie najładniejsze dziewczyny jakie zobaczyliśmy, albo po prostu smutno mi ich ze względu na te ślady wojny, które wciąż są tam widoczne. Tam zdobyliśmy też najwyższą piramidę na świecie licząca ponad 200m wysokości, poznaliśmy trochę historii i ruszylismy na prom do Włoch. We Włoszech oprócz wysokich cen, jeszcze wyższe były temperatury. Praktycznie codziennie 40 stopni, ale są tam znacznie niebezpieczniejsze rzeczy niż pogoda....ulice. To co działo się na Neapolskich drogach to przekroczyło moje wyobrażenia. Przez całą drogę miałem nutkę strachu, zdziwienia i śmiechu, z tego jak można w ten sposób prowadzić ruch drogowy. Neapol to istne piekło dla kierowców 😅 Nie kłamie, co drugie auto tam jest obtarte, obite, bez lusterka czy światła 😅 Tam nikt nie jeździ jakimiś dobrymi autami, Polacy patrząc na auta to przy nich są bogaczami, ale to przestało mnie to dziwić jak zobaczyłem na styl poruszania sie po drodze. Naprawdę wielki szacunek dla Matiego, że przejechaliśmy cały Neapol bez draśnięcia, ale czuć było że to tylko kwestia czasu. Tyle trąbnięć co słyszałem we Włoszech przez tydzień, to w Polsce przez całe życie nie słyszałem 😅 Tam trąbienie to normalny sposób komunikacji, po prostu sygnał ze nadjeżdżam i uważaj na mnie. Widocznie mało skuteczny 😅 Był też dzień w którym ruszyliśmy na stopa, Włoska gościnność nas nie urzekła😅 Wiele godzin autostopowania, skończyło sie tym że o 23:00 wróciliśmy z 20kg plecakami i 30km w nogach, śmiertelnie zmęczeni do hostelu, by zaznać niebiańskiego smaku kąpieli i snu na łóżku 🤩 Zwiedziliśmy Rzym, San Marino które również było niesamowicie piękne i ruszyliśmy przez Austrię do rodowitej Polski, zatrzymując się w Wiedniu by potańczyć w deszczu🤩😂

Cała ta podróż dała mi bardzo dużo, nie sposób aż opisać jak dużo, ale na pewno wiem że to nie ostatnia tego typu podróż, a wierzę że czeka mnie jeszcze podróż dookoła świata, ale wszystko w swoim czasie! Teraz zabieram się do rozwoju stacjonarnego, ogarnięcia spraw bieżących i przygotowań by zrealizować moje marzenie, misje i wizję, czyli stworzenie własnej szkoły. Z racji że teraz mam lepszy dostęp do internetu, to posty z pewnością będą regularniejsze. W razie jakichkolwiek pytań, z przyjemnością odpowiem. Idźcie i rozwijajcie się w pokoju!
Comments